czwartek, 28 marca 2013

Pyrkon, czyli jak to jest myć zęby między leśnym elfem a samurajem.


Tak jak zapowiadałem, w zeszły weekend odbyła się jedna z największych imprez fantastycznych – poznański Pyrkon. Mnóstwo prelekcji, ogromna liczba ludzi w kostiumach, dziesiątki LARP-ów i sesji RPG. Sześć godzin jazdy pociągiem, spanie na podłodze, bieganie z budynku do budynku na mrozie. Czy było warto?

Zacznijmy od końca, czyli tego co uważam za najsłabszą stronę konwentu. Nie było wiele wpadek, ale te które się pojawiły były denerwujące, jak coś bardzo denerwującego. Problemy zaczęły się już na etapie akredytacji. System padł i tworzyły się wielkie kolejki do zapisów. My czekaliśmy godzinę, ale słyszałem osoby, które deklarowały, że stoją już trzy czy pięć godzin, chociaż nie wydaję mi się to prawdopodobne. Dodatkowo nikt z organizatorów nie ogarniał tego co się działo, nie było konwentowej ochrony, ani gżdaczy którzy mogliby nadzorować kolejki. Drugim problemem były sale, które nie mogły pomieścić wszystkich chętnych do udziału w najciekawszych prelekcjach. Sytuacja ta dotyczyła zarówno największych auli jak i małych salek.

Skoro czepianie mam już za sobą, mogę przejść do zalet konwentu. Nie oszukujmy się – było ich o wiele więcej niż wad. Festiwal był świetnie zorganizowany od strony technicznej. Międzynarodowe Targi Poznańskie to doskonała lokalizacja, tuż obok dworca PKP, więc dojazd nie jest problemem. Jedną z hal targowych przeznaczono na sale noclegową. Dzięki temu, uczestniczy mogli zaoszczędzić czas, który normalnie przeznaczyli by na przemieszczaniu się po Poznaniu. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem były czyste toalety i łazienki o dużej przepustowości. Punkt informacyjny służył pomocą, wszędzie było pełno uczynnych gżdaczy i ochroniarzy konwentowych.

Nie wiem ile prelekcji wygłoszono w czasie Pyrkonu, ale pełen program zajmuję około 200 stron, więc trochę tych konferencji się odbyło. Z różnych przyczyn nie udało mi się być nawet na połowie tego co sobie zaplanowałem, ale szczęśliwie te prelekcje na których byłem okazały się bardzo dobre. Gdybyście mieli kiedyś możliwość posłuchania Kasi Wirrer Smalary, Tomasza JMM Kozłowski albo Rafała Nawrockiego to gorąco polecam. Wirrer opowiadała o przedstawieniu kobiety w komiksie superbohaterskim, JMM o sukcesach i porażkach serii X-men, a Rafał Nawrocki o zmieniającej się ocenie seksualności superbohaterów na przestrzeni XX wieku. Nie chcę się chwalić, ale na mojej prelekcji Marvel dla zielonych jak Hulk! pojawił się Deadpool we własnej osobie. Oczywiście, nie wpadłem na pomysł zrobienie zdjęcia. Niestety z nieznanej mi przyczyny Bogusław Polch się nie pojawił, więc straciłem okazję do zapytania go jak mógł popełnić takie arcydzieło jak Wiedźmin.

Bitwa Space Marines z orkami w wersji lego
Dodatkową atrakcją były stałe punkty programu. Przede wszystkim stoiska z różnej maści gadżetami, komiksami, książkami, strojami, biżuterią, bronią... praktycznie wszystkim co fan jakiejkolwiek odmiany fantasy czy science-fiction może sobie wymarzyć. Bardzo fajną sprawą były też wystawa replik broni, pojazdów i postaci z uniwersum Star Wars oraz ekspozycja Lugpolu – dorosłych fanów klocków lego. W bocznej alejce stała wioska post apokaliptycznego Brotherhood of Beer, ale poza niesamowitymi kostiumami mieli niewiele do zaoferowania. Pojawiły się też cosplayowe grupy superbohaterów, postaci z Gwiezdnych Wojen i Star Treka.

Have You seen a girl with hair like this?
Jedną z największych zalet dużych konwentów są właśnie cosplaye, czyli przebieranki za bohaterów książek, gier, komiksów lub niesprecyzowane postacie z jakiejś epoki lub konwencji. Jest to rzadka okazja, kiedy możesz założyć schowaną w szafie zbroję Iron Mana nie robiąc z siebie przy tym idioty. Po Poznaniu spacerował cały skład Akatsuki, rycerze Jedi, bohaterowie Disneya, Człowiek-Menel, żołnierze wszystkich armii świata, kucyki Pony, kilkunastu assasynów, wiedźmin Geralt, bohaterowie Marvela i DC, postacie znane z mang... Długo by wymieniać. Mnie osobiście za serce chwycili ludzik lego Iron Man, Włóczykij i Ramona Flowers. I Kisame, mój ulubiony rybolud. Generalnie cosplay to świetne sprawa zarówno podziwianie kostiumów innych osób, jak i przebieranie się osobiście. Kamizelka z lumpa – 5 złotych. Zegarek na łańcuszku – 69 złotych. Melonik z allegro – 15 złotych. Chwila gdy ktoś komplementuję Twoje sztuczne wąsy – bezcenna. Za wszystko inne możesz zapłacić kartą MasterCard, przelewem lub gotówką.

Wypada jeszcze wspomnieć o licznych LARP-ach, sesjach RPG i konkursach, ale poza wiedzówką z Wiedźmina w żadnej z tych rzeczy nie uczestniczyłem, więc nie mogę o nich nic powiedzieć. Poziom pytań w konkursie Wiedźmiński klasuję się między nieziemsko trudnym a piekielnie trudnym, niemniej czuje się moralnym zwycięzcą

Był to drugi po Coperniconie konwent w którym uczestniczyłem i powiem szczerze: chcę więcej! Impreza była niesamowita, przebierańcy świetni, prelekcje bardzo ciekawe, a niedociągnięcie chociaż uciążliwe nie były w stanie zepsuć ogólnego wrażenia. Impreza była bardzo dobrze przygotowana i pełna ciekawych atrakcji. Jeżeli interesują Cię konferencje- przyjeżdżaj. Chcesz przebrać się za Żółwia Ninja – zakładaj skorupę i nie zastanawiaj się. Marzysz o wspólnym zdjęciu z Kapitanem Kirkiem i Darthem Vaderem – to może być jedyna taka okazja! Kto jeszcze nie był niech spróbuje, może odkryję nową pasję?

Szczególne podziękowania dla:
Gosi, Tosi i Marka za wspólny wyjazd,
Oli za korektę tekstu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz