poniedziałek, 10 marca 2014

Noe: Wybrany przez Boga - wybrać film czy komiks?

Za kilka tygodni odbędzie się premiera nowego filmu Darrena Aronofskyego „Noe: wybrany przez Boga”. Za to już w październiku zeszłego roku do polskich sklepów trafił... komiks Aronofskyego „Noe”. Jak jedno ma się do drugiego?

W 2011 roku, aby ułatwić sobie znalezienie studia, które zrealizuje jego pomysł na kolejny film, postanowił stworzyć z Niko Henrichonem komiks na podstawie swojego scenariusza. „Noe” to adaptacja biblijnej historii o potopie z kilkoma ważnymi zmianami, jednak nie odbiegająca zbytnio od oryginału. Aronsofsky dodał od siebie sporo wątków gnostyckich i rzeczy, które chociaż nie pojawiły się w Biblii, mogły pojawić się w rzeczywistości. Patrząc na efekt współpracy obu panów, trudno sobie wyobrazić lepszego rysownika od Henrichona. Stosując przede wszystkim różne odcienie czerwieni, stworzył świat umierający, którego Słońce już dawno zaczęło chować się za horyzontem. Fabuła również prezentuje wysoki poziom, motywy biblijne i gnostyckie przeplatają się tworząc synkretyczną jedność. Bohaterowie zarysowani są bardzo realistycznie, świetnie oddano rozterki, które przeżywają i ich wzajemne relacje. Postacie są wielowymiarowe, a chociaż wszyscy są żyjącą blisko ze sobą rodziną, to każdy jest wyraźnie inny od pozostałych.

Jedyną wadą komiksu jest jego cena. Dwa tomy przeczytałem w mniej niż 20 minut, a kosztują razem ponad 70 złotych. Myślę, że warto poczekać na zbiorcze wydanie Image i kupić komiks w języku angielskim, zaoszczędzając kilkadziesiąt złotych.


Warto też zwrócić uwagę na wierność biblijnej wersji tej historii. Nie ma co ukrywać: jest wiele nieścisłości, jednak nie zmieniają one sensu historii. Jasne, można by się kłócić, czy nie należałoby wiernie oddać liczbę dzieci Noego czy budowę, ale film Aronsofskyego, pomimo biblijnego rodowodu, nie jest religijną superprodukcją pokroju „Pasji” czy chociażby „Dziesięciorga Przykazań” DeMille. To raczej wariacja na temat jednej z historii leżących u podstaw naszej kultury, niż film ku zbudowaniu wiary. Pomimo tego, niektóre środowiska protestanckie w Stanach bardzo aktywnie sprzeciwiają się wizji potopu przedstawionej w filmie. Bazując na komiksie – nie widzę problemu. Historia jednoznacznie określa się jako daleka od pierwowzoru, ale niesie to samo przesłanie o Bożym planie wyrażającym się w pozornie szorstkiej miłości, dającej początek nowemu światu.

Na tle komiksu trailery filmu wypadają co najwyżej średnio. Oczywiście, to tylko zajawki filmu, ale przecież zazwyczaj nawet najgorszy film ma świetną zapowiedź. W trailerach widzimy świat ponury i mroczny, ale jest to zupełnie inny mrok. Henrichonowi udało się oddać klimat powolnej, nieuchronnej śmierci, podczas gdy w filmie ciemność buduje napięcie, którego zwieńczeniem jest efektowna komputerowa scena potopu. Dzięki temu, zamiast rozważań dotyczących natury ludzkiej i moralnej oceny działalności człowieka, otrzymujemy kolejny film akcji o apokaliptycznej katastrofie naturalnej. Tak, jak komiks przywołuje na myśl Szninkela, tak trailery przypominają bardziej „2012” czy „Pojutrze” Emmericha . Z drugiej strony, trudno oceniać cały film na podstawie trzech minut trailera. Ja jednak wolę zobaczyć finał tej historii na kredowym papierze niż na srebrnym ekranie. 

___________________
Nie ogarniasz? Czytaj więcej komiksów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz