Jak wspominałem przy recenzji Iron
Mana 3 nie oglądałem prawie żadnego filmu pierwszej fazy.
Powoli nadrabiam zaległości, a że najbliższa jest premiera
drugiej części przygód Księcia Piorunów obejrzałem Thora
w reżyserii Jossa Whedona i Kennetha Branagha. Film znałem tylko z plakatu i byłem do
niego bardzo negatywnie nastawiony. Muszę powiedzieć, że bardzo
pozytywnie mnie zaskoczył.
Ludzi można podzielić na dwie grupy:
tych, którzy jarają się komiksami i tych, którzy nie wiedzą co
tracą. Najnowsze produkcje Marvela zdecydowanie stargetowane na tych
drugich. Dlaczego? Dlatego, że jest ich więcej, a więc mają
więcej kasy. Poza tym, fani komiksu już przekazują swoje pieniądze
korporacji Disneya, a przeciętny odbiorca staję się kolejnym
źródłem zysku. Osobiście nie widzę w tym nic złego. Disney
zarabia, nasza pasja się popularyzuję, a wielu ludzie zyskuje nowe
hobby. Wszyscy wygrywają.
Jeżeli jesteś fanem Marvela w
ogólności, Thora w szczególności albo mitologii nordyckiej
musisz wybrać: albo zapomnisz wszystko co wiesz, albo nie będziesz
się dobrze bawił. Film nie jest ekranizacją przygód Thora z
uniwersum 616, Ultimate czy jakiegokolwiek innego świata Marvela.
Kilka lat po premierze dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że tworzy
on nowe uniwersum: Movieversum. I jako zupełnie nowa, niezwiązana z
żadną komiksową historią, ta ekranizacja przygód Thora wypada
bardzo dobrze. Dostajemy sympatyczną mieszankę science fiction z
fantasy. Wątek mitologiczny został rozwiązany w sposób bardzo
realistyczny. Nordyccy bogowie stali się kosmiczną rasą z planety
Asgard chroniącą Ziemię przed Lodowymi Gigantami z jeszcze innej
planety. Ma to ręce i nogi i ogląda się bardzo przyjemnie.
Pojawiają się wszyscy ważni Asgardianie: Trzej Wojownicy, Sif,
Heimdall, Loki, Odyn. Strój i kultura kosmicznych wikingów to
futurystyczna wariacja na temat średniowiecznej estetyki. I to też
wyszło bardzo fajnie. Trochę przeszkadzał mi Afro-Asgardianin
Heimdall, ale grający go Idris Elba był tak świetny, że jestem w
stanie to przeboleć. Wierny komisowi ten film jest raczej mniej niż
więcej, ale Wheadon kilka razy umieszcza jakiś smaczek dla
komiksiarzy. No i oczywiście jest Stan Lee, ale bardziej mnie nudzi,
niż śmieszy.
Fabuła to klasyka filmu przygodowego.
Na początku opowieść Odyna, która tłumaczy widzowi co, jak i
dlaczego, a potem zaczyna się właściwa część historii. W dniu
koronacji Thora na nowego króla Asgardu dochodzi do ataku Lodowych
Gigantów. Po rozprawieniu się z najeźdźcami protagonista wbrew
woli ojca przeprowadza kontruderzenie na planetę Gigantów. W
efekcie rozpętuję wojnę, traci swoją moc i zostaję wygnany na
Ziemię. Przez resztę filmu Thor przechodzi transformację z
aroganckiego buca, który każdy problem rozwiązuję młotem w
sympatycznego gościa gotowego na największe poświęcenie.
Oczywiście przemiana całego życia dokonuję się w kilka dni. Nie
mogło zabraknąć wątku romantycznego, ale grzecznie siedzi on w
drugim tle i się nie wychyla za bardzo. W historii istotną rolę
odgrywa też Agent Coulson. W Avengers był to dla mnie
zupełnie nieznaną postacią, teraz rozumiem czemu jego śmierć tak
bardzo zabolała fanów. Szkoda, że Loki jest w filmie jedynie
wielki manipulatorem, nie ma w nim tej sympatycznej, łobuzerskiej
nienawiści do świata, którą znamy z Avengers. Te kilka
gagów, które pojawia się w filmie jest naprawdę zabawne, co jest
dodatkową zaletą filmu.
Gra aktorska jest na bardzo dobrym
poziomie. Obok takich tytanów kina jak Anthony Hopkins czy Natalie
Portman pojawiają się aktorzy mniej znani jak chociażby grający
główną rolę Chris Hemswort (nie oszukujmy się, przed Thorem
w żadnym kasowym przeboju nie grał). Również efekty specjalne i
sceny walki wyglądają bardzo efektownie. Od strony technicznej jest
po prostu bardzo dobrze, nie ma o czym gadać.
Jeżeli odrzuci się komiksowy fanatyzm
Thor okazuję się bardzo dobrym filmem. Ma śmieszne,
momenty, spektakularne walki i przyjemną, choć naiwną, fabułę.
Nie jest to arcydzieło kinematografii, ale na pewno kawał dobrego
kina przygodowego. To komiksowe kino familijne, przy którym dobrze
będą się bawić zarówno starzy, młodzie, komiksiarze i laicy.
Polecam każdemu!
___________________
Mała uwaga - reżyserem jest Kenneth Branagh, a nie Whedon. Z tego co pamiętam to Joss nakręcił tylko scenę po napisach.
OdpowiedzUsuńSam film bardzo dobry, a miks mitologii nordyckiej z sf nie zaskoczył. Jakoś szybko to polubiłem bo kojarzyło mi się z SG-1.
Loki w Thorze był lepszy od tego z Avengers, ale może to zmęczenie materiału dla mnie. Za bardzo jego postać jest eksploatowana.
Co do Chrisa Hemsworta - przed Thorem zagrał w Domku w Głębi Lasu gdzie spotkał Whedona i to on właśnie polecił go do tej roli :)
Dzięki za uwagę, już poprawiłem :) Domu... nie oglądałem, ale filmweb ocenia go na 5,6, więc żadnym przebojem chyba nie był. Poza tym, Dom... Miał premierę po Thorze ;)
UsuńA co do Lokiego - trudno mi orzec, teraz widzę, że Avengers to jednak coś więcej niż tylko łomot i żałuję, że konsekwentnie olewałem pierwszą fazę. Loki w Avengers był niesamowity, a skoro zobaczyłem go jako pierwszego, to stał się figurą, z którą będę porównywał kolejnych Lokich ;)
UsuńA kto patrzy na średnią ocenę na filmwebie? ;) Film jest świetny, bawi się formą i nabija z kina. Chyba najbliżej będzie mu do Krzyku, który tez nie był horrorem na poważnie.
UsuńPoza tym obok tej oceny 5.6 jest znaczek Filmweb poleca :) Tak patrzę na inne portalę i dochodzę do wniosku że to polscy widzowie nie zrozumieli tego filmu - IMDB: 7.1, rottentomatoes: 7.8 (208 pozytywnych recenzji na 227), Metacritics: 7.2.
Może i Thor miał premierę wcześniej, ale Dom został nakręcony przed nim tylko długo (2 lata? coś takiego) leżał na półce i czekał na lepsze czasy (zawirowanie z bankructwem MGM).
I jeszcze jedno - uważam że wymienianie Whedona przed Branaghamem jest niesprawiedliwe :) Ile jego fragment trwał? Minutę? Chyba nawet w napisach się nie pojawił.
Dom w głębi lasu ośmiesza to jak tworzone są horrory/slashery, które różnią się tak naprawdę tylko losowym potworem. Czy to zombie, czy koleś w masce itd. Po komencikach na filmwebie widać, że ludzie oglądali ten film i nie używali mózgu. A Krzyk mimo, że nie był do końca na poważnie to jest słaby a następne części coraz gorsze.
UsuńHah. Jak już podawałeś nazwisko Whedona to mogłeś napisać i drugiego reżysera. Zresztą komentujący wyżej wszystko wyjaśnił.
OdpowiedzUsuń