
Jak wspomniałem we
wstępie Anthony Mackie, grający Falcona/Sokoła, stwierdził w
jednym z wywiadów, że nowy film o Kapitanie to Avengers 1.5. Jest w
tym odrobina prawdy. Jeżeli w Avengers najbardziej jarały Cię
spektakularne walki z kosmitami i rozwalenie Nowego Jorku nie
będziesz zawiedziony. Jeśli jednak najbardziej podobała Ci się
skłócona wewnętrznie drużyna, która ostatecznie zbiera się do
kupy i ratuję świat – będziesz bardzo zawiedziony. Dlaczego? Bo
to film szpiegowski. Wiele się słyszy, że jest to hołd dla filmów
szpiegowskich z lat jakichś tam, nikomu nie można ufać, ktoś
zdradził, nie wiadomo kto, może zdrajca zdradził też wielkiego
złego, więc w sumie jest dobry, a może dobry jest zły, a zły
jest dobry, a może jestem tylko narzędziem w ręku złego, a może
zły jest tylko narzędziem w ręku gorszego, a gorszy w ręku
dobrego, który robi zło, więc w sumie nie jest dobry... i tak
dalej i tak dalej. Nie widziałem filmów szpiegowskich z lat
którychś tam, do których nawiązuje klimatem Zimowy Żołnierz,
ale jeśli trzymały w napięciu w połowie tak mocno i długo jak
najnowszy film Marvela – zacznę nadrabiać zaległości. Przez
cały film jesteśmy trzymani w niepewności co się dzieje, nie
wiemy kto jest godny zaufania, cały czas czujemy się śledzeni,
każda rozwiązana zagadka kryje w sobie kolejną zagadkę, a czas
ucieka. I dlatego właśnie uważam porównanie do Avengers za
całkowicie nie trafione. Rozumiem, że to dobry chwyt marketingowy.
Rozumiem, że w obu filmach jest wiele naprawdę epickich i
widowiskowych scen. Ale klimat jest zupełnie inny, napięcie
budowane jest w całkowicie odmienny sposób, a relacje między
bohaterami są nie tylko głębsze, ale też pokazane jako bardziej
intymne, bardziej osobiste. Nie jest to film o wzajemnych
oddziaływaniach na siebie grupy herosów, ale o relacjach jeden na
jeden. I to mi się bardzo podoba, grupa jest tak ciekawa jak ciekawe
są jej elementy. Dodatkowo, dzięki tak małej grupie można lepiej
pokazać ich wewnętrzne rozterki i poglądy, które stoją za ich
życiowymi wyborami. Dzięki temu stają się oni bardziej prawdziwi,
bardziej realni, bardziej ludzcy, a przez to bliżsi odbiorcy. Poza
tym, wolałbym, żeby było trochę więcej Falcona, a trochę mniej
Wdowy, ale jak na debiut filmowy Sokół i tak odegrał bardzo ważną
rolę, a Natasza i Steve tworzą świetny duet.
Poza tym warto wspomnieć
o kolejnym klasycznym elemencie filmów Marvela, czyli coś co ja
nazywam „Marvelizmy”. Ściana wybuchła, ale lodówka nie? Nie
szkodzi! Świat wali się w gruzy, ale Iron Man nie wzywa na pomoc
kumpli? A po co! Tego typu sytuacje pojawiają się i w tym filmie,
ale jeżeli byłeś wstanie to przeboleć dotychczas, dasz radę i
tym razem. Jest też sporo całkiem śmiesznych żartów, no i Stan
Lee. Chyba nikogo już nie bawią i nie cieszą jego cameo, ale z
drugiej strony, trudno sobie wyobrazić film bez niego. W trakcie
samego filmu jak i w scenie po napisach luźno wskazano kierunek w
którym w przyszłości uda się uniwersum Marvela. Wydaje mi się,
że w połowie fazy drugiej każdy ma już świadomość, że filmy
są tylko luźno inspirowane komiksowymi oryginałami. Gdyby ktoś
miał jednak wątpliwości – tak jest i tym razem.
Czy coś mi się NIE
podobało? Zdecydowanie włosy Zimowego Żołnierza. Zwłaszcza bez
maski wyglądał jak pobity Jared Leto. Niefajnie. W ogóle
przedstawienie historii tej postaci trochę kuleje, ale może pokażą
ją w kolejnych filmach?
Czy jest to więc
najlepszy film Marvela? Moim zdaniem nie. To świetny film, bardzo
dobry zarówno technicznie jak i fabularnie, z przyjemnością
obejrzę go jeszcze raz i śmiało polecam go każdemu. Trudno mi to
wytłumaczyć, ale Iron Man 3 po prostu podobał mi się bardziej.
Możesz też przeczytać:
Załóż szpilki, wypnij tyłek, pokaż cycki – zostań superbohaterką!
Wielki powrót Supermana - Człowiek ze Stali - recenzja
Nowi Mściciele - Ultimates: Superludzie
Nie ogarniasz? Czytaj więcej komiksów
propsy za marvelizmy, o ile sam to wymyśliłeś :D chociaż takie rzeczy zdarzają się nie tylko u Marvela, to brzmi dobrze :D
OdpowiedzUsuńNie przypominam sobie, żebym gdzieś to wyczytał, więc to chyba moje autorskie określenie. Niby zdarzają się winnych filmach, ale rzadko oglądam filmy akcji, więc szczególnie mnie to razi. Poza tym - łatwiej zaakceptować mi np. że Superman lata, niż np. żekosi swój trawnik w trykocie i pelerynie. Niektóre sytuacje są tak absurdalne, że aż kują po oczach, ale z drugiej strony tak nieistotne dla całości, że nie przeszkadzają w ogólnym odbiorze.
Usuń