wtorek, 8 kwietnia 2014

Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz - recenzja

Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz, albo jak kto woli Kapitan Ameryka 2, od kilku dni hula już w polskich kinach. Przez recenzentów określany jako „najlepszy film Marvela”, a przez Marvela „Avengers 1.5”. Ja myślę inaczej.
Jeżeli chodzi o fabułę jest ona niemal bezpośrednią kontynuacją Avengers. Cap po rozróbie w Nowym Jorku próbuje się odnaleźć w XXI wieku. Idzie mu to raczej średnio, ale nagle ma świat do uratowania, więc przestaję nadrabiać zaległości i bierze się za ratowanie Wolności i Amerykańskich Ideałów. A pomagają mu w tym Czarna Wdowa, Sokół i jeszcze pare innych, mniej ważnych postaci. Poza tym nowy Kapitan Ameryka to świetny film od strony technicznej. Scenografia, efekty specjalne, kostiumy, gra aktorska, sceny walk... wszystko to stoi na wysokim poziomie do którego przyzwyczaiło nas Marvel Cinematic Universe. Tyle słowem wprowadzenia.

Jak wspomniałem we wstępie Anthony Mackie, grający Falcona/Sokoła, stwierdził w jednym z wywiadów, że nowy film o Kapitanie to Avengers 1.5. Jest w tym odrobina prawdy. Jeżeli w Avengers najbardziej jarały Cię spektakularne walki z kosmitami i rozwalenie Nowego Jorku nie będziesz zawiedziony. Jeśli jednak najbardziej podobała Ci się skłócona wewnętrznie drużyna, która ostatecznie zbiera się do kupy i ratuję świat – będziesz bardzo zawiedziony. Dlaczego? Bo to film szpiegowski. Wiele się słyszy, że jest to hołd dla filmów szpiegowskich z lat jakichś tam, nikomu nie można ufać, ktoś zdradził, nie wiadomo kto, może zdrajca zdradził też wielkiego złego, więc w sumie jest dobry, a może dobry jest zły, a zły jest dobry, a może jestem tylko narzędziem w ręku złego, a może zły jest tylko narzędziem w ręku gorszego, a gorszy w ręku dobrego, który robi zło, więc w sumie nie jest dobry... i tak dalej i tak dalej. Nie widziałem filmów szpiegowskich z lat którychś tam, do których nawiązuje klimatem Zimowy Żołnierz, ale jeśli trzymały w napięciu w połowie tak mocno i długo jak najnowszy film Marvela – zacznę nadrabiać zaległości. Przez cały film jesteśmy trzymani w niepewności co się dzieje, nie wiemy kto jest godny zaufania, cały czas czujemy się śledzeni, każda rozwiązana zagadka kryje w sobie kolejną zagadkę, a czas ucieka. I dlatego właśnie uważam porównanie do Avengers za całkowicie nie trafione. Rozumiem, że to dobry chwyt marketingowy. Rozumiem, że w obu filmach jest wiele naprawdę epickich i widowiskowych scen. Ale klimat jest zupełnie inny, napięcie budowane jest w całkowicie odmienny sposób, a relacje między bohaterami są nie tylko głębsze, ale też pokazane jako bardziej intymne, bardziej osobiste. Nie jest to film o wzajemnych oddziaływaniach na siebie grupy herosów, ale o relacjach jeden na jeden. I to mi się bardzo podoba, grupa jest tak ciekawa jak ciekawe są jej elementy. Dodatkowo, dzięki tak małej grupie można lepiej pokazać ich wewnętrzne rozterki i poglądy, które stoją za ich życiowymi wyborami. Dzięki temu stają się oni bardziej prawdziwi, bardziej realni, bardziej ludzcy, a przez to bliżsi odbiorcy. Poza tym, wolałbym, żeby było trochę więcej Falcona, a trochę mniej Wdowy, ale jak na debiut filmowy Sokół i tak odegrał bardzo ważną rolę, a Natasza i Steve tworzą świetny duet.

Poza tym warto wspomnieć o kolejnym klasycznym elemencie filmów Marvela, czyli coś co ja nazywam „Marvelizmy”. Ściana wybuchła, ale lodówka nie? Nie szkodzi! Świat wali się w gruzy, ale Iron Man nie wzywa na pomoc kumpli? A po co! Tego typu sytuacje pojawiają się i w tym filmie, ale jeżeli byłeś wstanie to przeboleć dotychczas, dasz radę i tym razem. Jest też sporo całkiem śmiesznych żartów, no i Stan Lee. Chyba nikogo już nie bawią i nie cieszą jego cameo, ale z drugiej strony, trudno sobie wyobrazić film bez niego. W trakcie samego filmu jak i w scenie po napisach luźno wskazano kierunek w którym w przyszłości uda się uniwersum Marvela. Wydaje mi się, że w połowie fazy drugiej każdy ma już świadomość, że filmy są tylko luźno inspirowane komiksowymi oryginałami. Gdyby ktoś miał jednak wątpliwości – tak jest i tym razem.

Czy coś mi się NIE podobało? Zdecydowanie włosy Zimowego Żołnierza. Zwłaszcza bez maski wyglądał jak pobity Jared Leto. Niefajnie. W ogóle przedstawienie historii tej postaci trochę kuleje, ale może pokażą ją w kolejnych filmach?

Czy jest to więc najlepszy film Marvela? Moim zdaniem nie. To świetny film, bardzo dobry zarówno technicznie jak i fabularnie, z przyjemnością obejrzę go jeszcze raz i śmiało polecam go każdemu. Trudno mi to wytłumaczyć, ale Iron Man 3 po prostu podobał mi się bardziej.

___________________
Nie ogarniasz? Czytaj więcej komiksów

2 komentarze:

  1. propsy za marvelizmy, o ile sam to wymyśliłeś :D chociaż takie rzeczy zdarzają się nie tylko u Marvela, to brzmi dobrze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przypominam sobie, żebym gdzieś to wyczytał, więc to chyba moje autorskie określenie. Niby zdarzają się winnych filmach, ale rzadko oglądam filmy akcji, więc szczególnie mnie to razi. Poza tym - łatwiej zaakceptować mi np. że Superman lata, niż np. żekosi swój trawnik w trykocie i pelerynie. Niektóre sytuacje są tak absurdalne, że aż kują po oczach, ale z drugiej strony tak nieistotne dla całości, że nie przeszkadzają w ogólnym odbiorze.

      Usuń