niedziela, 19 maja 2013

Może być tylko jeden – recenzja Battle Royale 1-3

Ostatnimi czasy wpadła mi w ręce manga Battle Royal, oparta na książce Kōshuna Takamiego pod tym samym tytułem. Zazwyczaj nie czytam komiksów japońskich, ale historia uwięzionych na wyspie nastolatków, którzy muszą nawzajem zabijać się aby przeżyć, wydała mi się interesująca. Po lekturze pierwszych trzech tomików muszę powiedzieć, że moje przypuszczenia były słuszne.
Na pewno czeka mnie widowisko pełne różnorodnych zachowań. Zobaczę tchórzy i tych pełnych odwagi, zobaczę samotność, okrucieństwo i nadzieję. Popatrzę sobie na wysiłki samotnych strzelców i tych działających w stadzie. Tych co uwierzą od razu i tych co nie uwierzą do samego końca. No i będą tacy co oszaleją. Innymi słowy: spośród obecnych tu czterdziestu dwojga uczniów przeżyje tylko jeden. Pozarzynacie się dla mnie jak świnie.” Kamon Yonemi, dowodzący „Grą”.

Powyższy cytat to właściwie cała fabuła. Battle Royale opowiada historię licealistów, którzy zostali zmuszeni do udziału w corocznym rządowym programie symulującym środowisko bojowe. Program, zwany „Grą”, polega na zamknięciu całej klasy na odizolowanym terenie, z dala od innych ludzi, w uzbrojeniu i poleceniu im wzajemnego mordowania się dopóty, dopóki pozostanie tylko jeden. Na wypadek, gdyby trafiła się klasa pacyfistów, uczniom założono specjalne obroże, które wybuchają, jeżeli ci odmówią zabijania. Innymi słowy: jeśli nikt nie zechce wziąć udziału w grze, wszyscy zginą. Uciec też się nie da- wszystko odbywa się na wyspie, otoczonej przez marynarkę wojenną. Tak jak przewidział Kamon, w kolejnych rozdziałach możemy oglądać różne zachowania uczniów klasy 3B. Niektórzy dobierają się w grupy, aby polować w stadzie, inni z kolei tworzą drużyny, które chcą uciec z wyspy. Jeszcze inni uciekają albo próbują przeżyć na własną rękę. Komiks bardzo ciekawie pokazuje postępowanie człowieka w ekstremalnej sytuacji. Widzimy całą gamę różnych zachowań, które mogą wydawać się podobne, ale mają zupełnie inne motywacje. Poznajemy na przykład dwie pary kochanków, których historię na wyspie potoczą się zupełnie inaczej. Pojawiają się bohaterowie, którzy ryzykując własne życie chronią innych, ale są też osoby które zabijają ze strachu przed śmiercią albo dla przyjemności. Myślę, że znając historię drugiej wojny światowej, odrobinę łatwiej jest nam zrozumieć zachowanie nastolatków biorących udział w Grze. W nieludzkich warunkach człowiek przestaje zachowywać się po ludzku i tylko nielicznym udaję się zachować człowieczeństwo.


Republika Dalekowschodniej Azji to państwo totalitarne, rządzone przez wojsko pozostające w konflikcie z wieloma krajami świata, także z Ameryką. Ludziom jest tu niezwykle ciężko żyć, ale przecież życie jest jak szkoła, raz na wozie, raz pod wozem!” (ze wstępu)

Żaden normalny kraj nie zmuszałby swoich obywateli do udziału w Grze. Stąd prosty wniosek: Republika Dalekowschodniej Azji, w której dzieje się akcja komiksu, nie jest normalna. Ale czy ludziom żyje się tam tak ciężko? W pierwszych trzech tomikach serii, poza przymusowym udziałem w grze jednej klasy rocznie, żadnych represji nie widać. Fakt, wcześniejsi mieszkańcy wyspy musieli ją w pośpiechu opuścić, ale można ich było po prostu zabić. Co prawda muzyka rockowa jest zakazana, ale główny bohater poświęca jej cały wolny czas. Co więcej, nie tylko wszyscy o tym wiedzą, ale też protagonista wie, że inni wiedzą. I co? I nic. Żadnej kary ani represji. Mieszkańcy mają dostęp do komórek, a nawet internetu. Handel jest wolny, każdy ubiera się jak chce, działają nocne kluby, kręgielnie, centra handlowa, urządza się nawet międzynarodowe mecze bokserskie. Poza zbliżoną nazwą RDA nie ma zbyt wiele wspólnego z państwami z Roku 1984 Orwella. Szczególnie dziwi to dlatego, że materiału źródłowego Takami miał pod dostatkiem. Jeśli nie chciał szukać w Europie, wystarczyło spojrzeć na Koreę Północną, Wietnam czy nawet Chiny, żeby zobaczyć jak wygląda państwo totalitarne. Z drugiej strony, ukazanie bohaterów w zwyczajnych, znanych nam dobrze sytuacjach sprawia, że łatwiej nam się z nimi identyfikować. Dodatkowo zwiększa to efekt kontrastu między ich normalnym życiem, a sytuacją w której się znaleźli.

Ty nie jesteś taki Shuuya. Wiem to, bo od zawsze Cię obserwuję. Widzę jak traktujesz innych, przyjaciół kolegów, z bezinteresownością i uśmiechem. Wszyscy gromadzą się wokół Ciebie bo czują, że jesteś dobry.” Noriko Nakagawa o protagoniście.

Głównym bohaterem jest Shuuya Nanahara, niegdyś zdolny bejsbolista, obecnie samozwańcza gwiazda rocka, sierota wychowująca się w sierocińcu. Zanim jeszcze Gra na dobre się rozpoczęła, jego najlepszy przyjaciel ginie z ręki dowodzącego programem - Kamona. Shuuya postanawia więc za wszelką cenę bronić ukochanej swojego przyciela, Noriko, i pokonawszy siły rządowe uciec z wyspy wraz z kolegami z klasy. Nierealne? Nie szkodzi. Protagoniście to nie przeszkadza, więc nam też nie powinno. Początkowo drużyna Shuuya składa się z dwóch osób, później dołącza trzecia. Bohater jest równie sympatyczny, co głupi. Bezgranicznie wierzy w swoich przyjaciół. Uważa, że w każdym z jego klasy drzemie dobro, każdemu da się wytłumaczyć, że nie warto zabijać. Cóż, niestety nie każdemu. Pomimo swojej naiwności i bezsensownego heroizmu trudno go jednak nie lubić. Noriko to z kolei głupia dziewczyneczka, której jedynym zadaniem jest dać się uratować. Może w kolejnych częściach pokaże się z lepszej strony? Oby. Żeby dodać protagoniście jakichkolwiek szans na przeżycie, do drużyny dołącza zaprawiony w bojach i wielki jak pancernik pragmatyczny wojownik. Wszystkie postacie są niestety bardzo sztampowe, maksymalnie eksploatują archetypy bohaterów literackich. Z drugiej strony w żaden sposób nie przeszkadza to w ich odbiorze. Cała trójka tworzy grupę, której życzy się jak najlepiej. Podobnie sprawa wygląda z wielkim złym - Kamonem Yonemi. Facet jest tak bardzo obrzydliwy, tak zły, tak perwersyjną radość sprawia mu to co robi, że aż nie chce się na niego patrzeć. To jedna z najbardziej odrażających postaci literackich, z jakimi kiedykolwiek się spotkałem. Postacie są przerysowane do bólu, ale dzięki temu bardziej wyraziste. Pomimo, iż nie są to najbardziej nowatorskie kreacje bohaterów, to w ramach schematu, w który się wpisują, są naprawdę bardzo dopracowane i wielowymiarowe.

Lepiej sprawa ma się z postaciami drugoplanowymi. Każdy uczeń to osobna, zazwyczaj bardzo krótka historia. To kolejny zabieg, dzięki któremu mocniej identyfikujemy się z uczestnikami Gry. Nie uniknęły one jednak przerysowania. Jeżeli pojawia się licealny gang, to ten gang kopie tyłki Yakuzie. Jeżeli bohaterski handlują swoim ciałem, to tylko dla ludzi w najdroższych samochodach. Niezwykłość bohaterów negatywnych w porównaniu z codziennością pozytywnych wypada źle. Jest to po prostu sztuczne, burzy realizm, który tworzą pozostali bohaterowie.

Nie czytałem zbyt wielu mang, więc trudno mi powiedzieć, jak rysunki wyglądają na tle innych tego typu komiksów. Moim zdaniem wszystko wygląda bardzo dobrze. Zarówno mimika, jak i dynamika postaci wypadają świetnie. Podobnie rzecz ma się z tłami. Jeżeli jednak ktoś nie lubi mangi z jej wielkimi oczami to ta pozycja nie zmieni jego nastawienia. W komiksie razi brutalność i erotyka, wręcz pornografia. Okazuje się, że w 2 na 3 przypadkach gwałtownej śmierci denatowi wypływa oko. Autor lubuję się w organach wewnętrznych, znajdujących się poza ciałem. Możemy podziwiać zarówno jelita, mózgi jak i wszystko co pomiędzy. Oprócz jednorazowego gwałtu regularnie pojawiają się sceny seksu. Zazwyczaj nie jest to romantyczna relacja kochanków, a raczej scena rodem z filmu porno. Komiks oczywiście przeznaczony jest dla dorosłego czytelnika. Rozumiem, że takie rysunki są ważne dla realizmu opowieści, ale czy każda śmierć musi być tak krwawa, a seks tak wulgarny? Na tym polega dorosłość? Moim zdaniem to nie flaki i cycki, a historia powinna szokować.

Historia, jak każda manga, jest biało-czarna i czyta się ją od prawej do lewej. Tomik ma niewielki format zbliżony do B5, miękką okładkę i obwolutę. Komiks jest klejony, ale Waneko posiada chyba tajną recepturę mocnego kleju, którą strzeże przed Egmontem. Korzystam z wydania bibliotecznego, a komiks świetnie się trzyma. Póki co w Polsce wydano siedem tomów, premiera kolejnego zapowiedziana jest na czerwiec. Całość serii to 15 tomów, a historia jest zakończona. Warto zwrócić uwagę na tłumaczenie. Z jednej strony tłumaczowi udało się uchwycić język polskiej młodzieży, brzmi on naturalnie i realistycznie. Nie unika też mocnych bluzgów, ale w sytuacji, kiedy umiera Twój przyjaciel, nie myślisz raczej „Kurcze, a to drań!”. Z drugiej strony, pojawiające się w mandze teksty rockowych piosenek są tragicznie przetłumaczone. Żadnego rytmu, żadnych rymów, śladowe ilości sensu. Ale to w sumie drobiazg.

Nie jest trudno dostrzec podobieństwa do zekranizowanych ostatnio Hunger Games. Z drugiej strony, pomysł nie jest bardzo odkrywczy i wiele razy pojawiał się w literaturze. Autorka Hunger Games twierdzi, że dowiedziała się o Battle Royale po premierze pierwszej części swojej książki. Ja widziałem tylko film Hunger Games i widzę więcej różnic niż podobieństw między tymi dwoma tytułami.

Battle Royale to wciągająca historia, z postaciami, które łatwo polubić. Nie jest to najlepsza opowieść jaką czytałem, ani nie odmieniła mojego spojrzenia na życie, ale warto ją przeczytać. Nie mogę doczekać się, kiedy sięgnę po czwarty tom i poznam dalsze losy bohaterów. Spokojnie mogę polecić osobom, które lubią mocno zarysowane postacie i fabułę, ale nie jest to pozycja dla delikatnych czytelników. Odradzam jednak czytania jej w miejscach publicznych.

Dziękuję Asi za korektę :)

Tytuł: Battle Royale 1,2,3
Scenariusz:KōshunTakami
Rysunek: Masayuki Taguchi
Wydawca: Waneko 2012
Ocena: 7,5/10 – między dobry a bardzo dobry
Cena i dostępność: po 19,99 za tomik. Tanie jak barszcz te mangi. Dostępne od ręki w sieci.
___________________
Polub Świat Przerysowany facebooku

Nie ogarniasz? Czytaj więcej komiksów



2 komentarze:

  1. No cóż, jak pamiętasz ja czytałem to wracając z Pyrkonu, gdzie miałem obok siebie bardzo ciekawskiego 4 latka :)

    Masz rację, bohaterowie są maksymalnie przekoloryzowani i schematyczni, jednak to rodzi w czytelniku jasne i klarowne odczucia, co z kolei wpływa na poczytność i głód następnego obrazka, tekstu, strony, aż w końcu tomu.

    Jednak mangi mają to do siebie, że nie przebierają w środkach artystycznych- tak jak napisałeś wulgarne porno, proste, znane archetypy itd., ale to chyba ich urok.

    Ja po przeczytaniu pierwszego tomu mam odczucie takie- "lać na formę, zwracam uwagę tylko na treść" :)

    Świetny artykuł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle, że manga to nie książka, gdzie rysunek jest tylko bonusem. Komiks opowiada grafiką, więc jest ona niemal równie ważna dla narracji co słowo pisane. Gdyby interesowała mnie tylko treść, przeczytałbym streszczenie albo książkę ;)

      Usuń